piątek, 17 kwietnia 2015

ROZDZIAŁ 8. Go back home...





*flashback*
Czy dotyk drugiego człowieka powinien sprawiać przyjemność? Jeśli tak, to dlaczego czując dłonie Brada zachłannie badające moje nagie ciało, odczuwam obrzydzenie do samej siebie? Chciałam tego. Chciałam poczuć, jak wyznając sobie miłość, łączymy się w jedność. Dlatego teraz muszę przeczekać, dopóki w akcie spełnienia nie opadnie na mnie z odgłosem rozkoszy. To miała być miłość. Ale słowo kocham nie zawsze odzwierciedla nasze uczucia. Już za późno, by żałować podjętych decyzji.
Moje ciało natychmiast reagowało na dotyk jego zimnych dłoni, z pasją badających te jego partie, zakryte na co dzień przed ludzkim wzrokiem.
- Podoba ci się, maleńka? - Moly. Po prostu Molly. Kolejny już dzisiaj ucisk obciążył moje serce. Brad praktycznie w ogóle nie zwracał się do mnie moim imieniem. Zawsze znajdował w swoim słowniku jakiś epitet, który zapewne zmiękczyłby serce niejednej dziewczynie. Ja jednak potrzebowałam od niego dowodu. Dowodu, że te czułe słówka nie są tylko wyuczonymi zwrotami, powtarzanymi każdej kolejnej. Dowodu w postaci mojego imienia wypowiadanego ze szczerym uczuciem.
Spojrzałam w dół na swoje ciało, pokryte gęsią skórką. Nie była to jednak oznaka przyjemności. Drżałam pod jego dotykiem ze strachu, że ta noc na zawsze zniszczy moje życie.
Z każdym płynnym ruchem mojego chłopaka, pod przymkniętymi powiekami zbierały mi się łzy. Nie pozwoliłam im jednak wypłynąć, by nie pokazywać Bradowi swojej słabości. Z jego ust wyszedł jęk, który stłumił, wtulając twarz w moją szyję. Ucałował mi oba policzki i po chwili zniknął za drzwiami łazienki. Moje oczy pozostały zamknięte, dopóki nie wrócił i opadł na łóżko obok mnie. Uchyliłam powieki i zobaczyłam, jak leżał odwrócony do mnie plecami. Wstałam i zebrałam nasze ubrania z ziemi. Jego spodnie i koszulkę ułożyłam na fotelu, poskładane w równą kostkę, swoje natomiast beznamiętnie rzuciłam na kafelki, wyłożone na podłodze łazienki. Weszłam pod prysznic i pozwoliłam wodzie zmyć ze mnie brud. Osunęłam się po ścianie czując, że dłużej tego nie wytrzymam. Łzy jednak nie chciały opuścić moich oczu. Po białym brodziku płynęła strużka krwi. Pozwoliłam mu zabrać to, co nie należało do niego. Odebrał mi czystość, człowieczeństwo. Czułam się jak tania dziwka.
Starłam z ciała resztki wody i wrzuciłam ręcznik do kosza na pranie. Ubrałam bieliznę i wciągnęłam na nogi ciemnozielone legginsy, a na ramiona zarzuciłam białą, satynową koszulę. Minęłam łóżko, na którym spał Brad i wyszłam z jego pokoju. Przed drzwiami zatrzymałam się jeszcze, by ubrać buty i czarną ramoneskę. Zostawiłam go samego w jego mieszkaniu. Cieszyłam się jedynie z tego, że jego rodzice wyjechali w sprawach służbowych, zostawiając syna samego w domu. Nie miałam obawy, że przypadkowo natknę się na któreś z nich.
Resztę nocy spędziłam na ławce w pobliskim parku opłakując stracone dziewictwo. Cały czas krwawiłam. Wiedziałam już, że była to moja najgorsza podjęta w życiu decyzja.
*end of flashback*

Otworzyłam oczy i zamrugałam kilkakrotnie, by odzyskać ostrość widzenia. Leżałam. Co więcej, leżałam na ziemi. Powoli odzyskiwałam czucie w kolejnych partiach mojego ciała. Czułam zimno bijące od wyłożonej kafelkami podłogi. Uniosłam prawą dłoń do czoła i napotkałam pod opuszkami szorstki materiał dżinsów przyjaciela. Widziałam, jak pochyla się nade mną z zatroskaniem i niepokojem wypisanym na twarzy.
- Molly? Wszystko w porządku? Straciłaś przytomność, chciałem zadzwonić po pogotowie, ale nie mogę się tu z nikim dogadać. Nagle zabrakło kogokolwiek, kto mówi po angielsku! - zaczął zasypywać mnie potokiem słów, jednak ja zignorowałam jego słowa.
Poczułam potrzebę pozbycia się wszelkiej zawartości żołądka, który zdawał się wypełniać palącym go kwasem. Wiedziałam, że muszę to zrobić, bo przeciwnym razie ogień w gardle i przełyku nie ustąpi. Doktor Smith uprzedził mnie przed wszystkimi normalnymi w moim przypadku, dolegliwościami. Podjęłam pierwszą próbę. Ułożyłam obie dłonie po bokach swojego ciała, mocno przyciskając je do podłogi i unosząc się do pozycji siedzącej. Był to jednak największy błąd, jak mogłam w tamtej chwili popełnić. Zamiast stopniowo wkraczać w normę funkcjonowania, od razu skoczyłam na głęboką wodę z nadzieją, że nim zdążę się całkowicie zanurzyć, znajdę grunt pod stopami. Pozwoliłam się natomiast całkowicie pochłonąć przez nieskończoną głębię bólu bez szansy na dopłynięcie do brzegu. Skuliłam się ogarnięta nieznanym mi dotąd uczuciem.
Ogień. Palący ogień rozchodził się po każdej najmniejszej komórce mojego ciała. Zajęło mi chwilę, by zorientować się, że moje usta opuszczał raz po raz jęk bólu, który tak bardzo chciałam uchować przed czujnym słuchem przyjaciela.

No one's P.O.V.
Lucas patrzył, jak jego przyjaciółka chowa głowę w kolana i oplata ciało drobnymi rączkami, jakby tym gestem chciała uchronić się przed wszelkim złem świata. Był niezwykle inteligentnym nastolatkiem. Ponadto potrafił dostrzec wszelką zmianę na twarzy, każde załamanie w głosie oraz najmniejszą łzę w oczach Molly. 
Ostatni jęk obrazujący wewnętrzne katusze dziewczyny, został zastąpiony cichym płaczem słabości. Szatyn uniósł się lekko z klęczek i oplótł jej ciało silnym uściskiem lekko umięśnionych ramion. Trzymał ją tak, dopóki wstrząsane spazmami szlochu ciało nie uspokoiło się. Tylko jeden raz poluźnił uścisk, zdekoncentrowany wibracją schowanego w kieszeni dżinsów telefonu. Po chwili uznał jednak, że sprawa, którą tajemniczy ktoś w tej chwili do niego ma, nie jest tak istotna, jak jego przyjaciółka. W głębi duszy ukrywał jednak fakt, że jak nikt inny wie, kim jest ta osoba i właśnie myśl o niej przywołała do jego głowy obraz ślicznej brunetki. 
W końcu, gdy Molly w pełni doszła do siebie, o własnych siłach wstała z niewygodnej pozycji. Uświadomiła sobie to, jak nienaturalnie wygięte było jej ciało dopiero, kiedy napięte mięśnie zadrżały, a wprawione w ruch stawy wydały z siebie charakterystyczne "szczyknięcie". Skrzywiła się na ten dźwięk. 
Przełyk i gardło nadal podrażniał ogień, który przypomniał dziewczynie o tym, co zamierzała zrobić, zanim ból wypełnił ją od środka. Rozejrzała się po lotnisku w poszukiwaniu toalety, a gdy zobaczyła odpowiedni kierunkowskaz, jak gdyby nigdy nic ruszyła w miejsce, jakie wskazywał. Lucas podążył za nią, zgarniając po drodze dwie wypełnione po brzegi walizki oraz bagaż podręczny, w którego skład wchodził brązowy, sportowy plecak i skórzana torebka. Zatrzymał się dopiero pod drzwiami oznaczonymi międzynarodowym symbolem damskiej toalety, za którymi zniknęła  jego przyjaciółka. Ustawił torby pod ścianą i czekał. 
Gdy tylko dziewczyna zamknęła się w jednej z kabin, upadła na kolana i zaczęła wpychać sobie do buzi dwa palce prawej ręki. Ulga ogarnęła ją dopiero, gdy zalegające w żołądku jedzenie spłynęło wraz z wodą do rur kanalizacyjnych, ponieważ wreszcie mogła odetchnąć pełną piersią bez uczucia zbliżających się torsji. Wstała i wyszła z kabiny. 
Skrzywiła się na widok swojego odbicia w lustrze. Miała opuchniętą i zaczerwienioną twarz, a oczy przekrwione, otoczone sinymi cieniami. Nastolatka wypłukała usta zimną wodą, po czym obmyła sobie twarz i dekolt. 
Za drzwiami cały czas cierpliwie czekał jej przyjaciel. Kiedy pierwsze oznaki przerażenia opuściły go, chłopak zaczął niepokoić się o Molly. Znał jej mimikę na tyle dobrze, by zauważyć, że swoje omdlenie przyjęła z nienaturalnym spokojem. Nie było po niej widać ani odrobiny dezorientacji, jakby wiedziała, czego się spodziewać.
Molly wiedziała, że przyjdzie jej w końcu zmierzyć się z Lucasem. Miała świadomość tego, że jest on bardzo inteligentnym chłopakiem i domyśli się, iż skrywa przed nim jakąś tajemnicę.
Kiedy wyszła z łazienki, od razu wpadła w jego ramiona. 
- Nie wiem, co się przed chwilą stało, ale jestem pewien, że musimy to obgadać, Molly.
Ciche westchnienie opuściło jej usta. Prędzej czy później musiała przyznać się do swojej słabości. 
Wydaje się to normalnym, że osoba taka, jak Molly, umierająca, potrzebuje stałej opieki. Mimo ustalonego odgórnie czasu, który pozostał, w każdej chwili jej stan mógł się pogorszyć. Lucas wiedział, że zabierając chorą na wycieczkę, gdzie zdana będzie tylko na niego, wziął na siebie wielką odpowiedzialność. Obiecał Williamowi zapewnić swojej przyjaciółce bezpieczeństwo, jednak niepoinformowany o nagłych atakach, jakich dziewczyna doświadcza, przestraszył się nie za żarty, gdy Molly bezwładnie opadała w jego ramiona. Wiedział, że jej ojciec nigdy by mu nie wybaczył, gdyby naraził ją na jakiekolwiek niebezpieczeństwo. Sam by sobie tego nie wybaczył. Chciał, by Molly mówiła mu o wszystkim, co jej dolega, żeby był gotowy w porę zareagować. Niestety nastolatka wstydziła się przyznać do tego, że nie jest już w stanie funkcjonować w pełni normalnie. Zawsze robiła wszystko, by całkowicie się usamodzielnić, uniezależnić od dobrej woli rodziców. Już w wieku szesnastu lat pracowała, by zarobić na prawo jazdy i swój własny samochód. Chciała ponadto odciążyć swoich rodziców, wiedziała bowiem, jak drogie są leki, które doktor Smith przepisywał jej bez zniżki. W przeciwieństwie do swojego przyjaciela, który wszystko zawsze miał podawane pod nos na srebrnej tacy, ona starała się osiągać wszystko samodzielnie, bez niczyjej pomocy. Teraz, kiedy uzależniona była od drugiego człowieka, czuła się słaba, niepotrzebna. Nie potrafiła już zadbać o siebie. I to najbardziej ją bolało.
Ramię w ramię wyszli na zewnątrz, zostawiając za sobą przykre wydarzenia sprzed godziny. Żadne z nich nie chciało przerywać ciszy, ponieważ oboje zaaferowani byli własnymi myślami. Molly układała w głowie pojedyncze zdania, jakimi przekazałaby przyjacielowi bolesną prawdę. Lucas natomiast wałczył sam ze sobą, by nie wyznać przyjaciółce, kto jest powodem szybszego bicia jego serca. Wiedział, że złamie jej tym serce, znał Molly bardzo dobrze i wiedział, że świadomość, iż oddziela go od ukochanej, zniszczyłaby ją. Zawsze jedynym, czego dla niego chciała, było szczęście przyjaciela. Jednocześnie był pewien, że jako jedna z niewielu jego bliskich, będzie wspierać go do końca. Oboje kochali się nad życie. Był to jednak na tyle specyficzny rodzaj miłości, który nie pozwalał im myśleć o tej drugiej osobie, jak o kobiecie, mężczyźnie.
Wybudzające się słońce, wychylało się nieśmiało znad horyzonty, oświetlając różowym światłem tętniące życiem Tokio. To był zupełnie inny świat. To nie była Ameryka Północna, pełna jednakowych ludzi, gwiazd i bogaczy. Tutaj można było się zatracić w blasku kolorowych telebimów, rzucających światła na ludzi, zupełnie innych niż można było sobie choćby wyobrazić. To było piękne. Piękne w swojej odmienności. To właśnie sprawiło, że tę chorą osiemnastoletnią dziewczynę ogarnęło poczucie przynależności. W końcu nie była odmieńcem w tym świecie tolerancji i różnorodności. 
- Kto by pomyślał, że przespałam cały lot. To do mnie niepodobne.
- Molly...
- Ty zresztą też przez całą podróż spałeś jak dziecko. Nawet nie zmieniłeś pozycji. Jak się obudziłam, myślałam przez chwilę, że nie żyjesz, ale potem usłyszałam twoje chrapanie i...
- Molly...
- O, rany! Jak tu pięknie!
- Molly! 
- Co?
- Dlaczego to robisz? Dlaczego ciągle to robisz?!
- Ale co robię?
- Odwracasz uwagę od tego, co istotne  gadając o wszystkim, byle tylko nie o tym, o czym rozmawiać powinniśmy! 
- Ja... - zacięła się. Po raz kolejny Lucas miał rację. - Ja nie wiem, co powiedzieć. 
- Najlepiej prawdę...
Molly wzięła jeden głęboki wdech. Wszystko, co zdołała ułożyć w głowie w mniej więcej sensowny monolog, rozpłynęło się, zostawiając po sobie pustkę. Nie wiedziała od czego zacząć, czy znowu wprowadzić go w swoją sytuację, czy walić prosto z mostu. Czy oszczędzić szczegółów, czy wszystko dokładnie opisać. 
Po raz kolejny wzięła głęboki oddech, a słowa wypłynęły z niej niczym potok. Mówiła o lekkich uciskach w okolicy serca, jeszcze kiedy była małą dziewczynką, na podstawie których stwierdzili jej nieuleczalną chorobę. Opowiadała, jak z wiekiem dojrzewania nasilały się, a potem nagle ustały. Kiedy znowu się pojawiły, było za późno na odpowiednią reakcję. Zaczęła terapię inwazyjną, jednak jak każdy lek, miała swoje skutki uboczne. Bóle nie tylko się nasiliły. Weszły na zupełnie nowy poziom. Oprócz ucisków i kołatań serca, pojawiły się również problemy z oddychaniem i ataki migreny niczym u ludzi na głodzie. Jednak z pierwszym omdleniem stało się to bardziej niebezpieczne. Mimo to... lekarz się zgodził. Pozwolił jej pojechać tak daleko ze znikomą opieką medyczną.
- Teraz widzisz, że taka podróż ze mną wcale nie jest aż tak bardzo kolorowa, jaka się wydawała. Dlatego... Dlatego chcę wrócić do domu. Nie chcę narażać cię na stres i niepokój. Wiem, że się martwisz. Z tego też powodu nie chcę, byś patrzył, jak kulę się z bólu i mdleję, a potem dławię własnymi wymiocinami. To by było... niekomfortowe przebywać z tobą po tym wszystkim i nie chowaj urazy, to nic osobistego. Po prostu sama świadomość, że widziałeś mnie w takim stanie... To dla mnie upokorzenie, ukazać słabość. Przepraszam. Muszę wrócić. Ponadto masz szkołę! Nigdy nie uczyłeś się źle, ale też nie byłeś wybitnie zdolny... bez urazy, oczywiście. Chodzi mi o to, że martwię się, że nie poradzisz sobie z zaległościami. 
Na ostatnie słowa przyjaciółki, Lucas się zaśmiał. 
- Molly, Molly, Molly. Zawsze przesadnie troskliwa i nadopiekuńcza Molly... - mruknął do siebie, na co otrzymał bardzo cichy chichot przyjaciółki. Pozwolił jej jednak kontynuować monolog.
- Do tego dochodzi jeszcze kwestia Hope... Nie patrz tak na mnie! - uniosła głos w rozbawieniu na widok miny Lucasa i klepnęła przyjaciela w ramię. - Naprawdę się do niej przywiązałam!
- Molly, nawet jej nie znasz! Trzymałaś ją na rękach przez jakieś pół godziny, nie więcej. To tylko jakieś dziecko!
- Nie jakieś dziecko, tylko mała dziewczynka, która się zgubiła. Poza tym w przeciwieństwie do ciebie, nigdy nie miałam siostry!
- July w to nie mieszaj! Zawsze była dziwna, a jak skończyła osiem lat  pojechała do szkoły z internatem i tyle ją widziałem. Chyba nawet ojciec miał jej dość, skoro zgodził się płacić za tę cholernie drogą szkołę. 
- Osoby, które mają na imię jak miesiące nie mogą być normalne! - podsumowała Molly, na co oboje wybuchli niekontrolowanym śmiechem.
- Gdybyś powiedziała to przy niej, nie miałabyś już tych ślicznych, rudych włosków. I udzieliłaby ci długiej lekcji poprawnego akcentowania jej imienia!
- Mówi się "dżuli", nie "dżulaj"! - przedrzeźniła młodą Benson, zmieniając głos, jakby była rozpieszczoną dziesięciolatką.- Właściwie to ile ona ma lat?
- W marcu stuknęła jej już szesnastka. 
- To nie widzieliście się aż osiem lat... Nigdy się nad tym nie zastanawiałam, ale... jak rodzice to znoszą? 
- Właściwie to przyjeżdża co roku na wakacje, więc nie jest tak źle... dla nich oczywiście. Ja mam to gdzieś.
- Okeeej - przeciągnęła znacząco, jakby chciała tym przekazać coś istotnego.
- Nie! Molly, nawet o tym nie myśl! Możesz mnie pouczać w każdej kwestii. Zresztą, nawet to lubię, bo zawsze wychodzi mi to na dobre. Mniejsza o  to. Możesz mnie pouczać, ale nie w kwestii moich stosunków z siostrą. Poza tym znowu to robisz! 
- Co robię?!
- Zmieniasz temat!
- Oh...

Minęła długa chwila niekomfortowej ciszy, zanim jedno z nich zdecydowało się odezwać. Nie była to jednak Molly. 
- Coś mi się wydaje, że nie powiedziałaś mi wszystkiego o Hope. To nie chodziło o brak siostry. To coś poważniejszego, mam rację?
- Czemu ty musisz być taki mądry, co? Mógłbyś być jak Ashley..."na przypale albo wcale". Wszystko byłoby wtedy prostsze - spróbowała obrócić te słowa w żart, a gdy to się nie udało, zachichotała nerwowo. 
- Ale nie jest. Jestem twoim przyjacielem, Molly i niezależnie od tego, czy podchodzę do życia na poważnie, czy nie, powinnaś być ze mną szczera. Tego właśnie od ciebie chcę. Tylko tego. Jeśli nie będziesz ze mną szczera, nie będę potrafił zapewnić ci bezpieczeństwa. 
- Sytuacja Hope... bardzo przypomina mi moją sytuację. Wiem, że to brzmi niedorzecznie. Umierająca nastolatka porównuje się do zagubionej dziewczynki. Jezu, to brzmi znacznie gorzej, niż w mojej głowie... Ale chodzi mi o to, że trzymając ją na rękach, uspokajając, powtarzając, że zaraz znajdziemy jej rodziców... uświadomiłam sobie, że ja również potrzebuję ich teraz obok. Oni... oni źle to znoszą i ja też. Ta rozłąka zaraz przed... wiesz... to źle na nas działa. Mam nadzieję, że rozumiesz. Dlatego muszę wrócić do domu. Przepraszam. Wydałeś pieniądze, a ja wyrzuciłam je w błoto. Oddam ci je co do grosza i będziesz mógł kupić sobie ten motocykl. Chcę, żebyś był szczęśliwy. Ale nie w ten sposób, Lucas. Wracam do domu.
- Molly, zastanów się... ja wydałem te pieniądze, bo chciałem. Wiem, że nie będzie łatwo. Wiedziałem to od początku, a jednak zaryzykowałem. I zrobiłem to dla ciebie, bo mi na tobie zależy! Ja wciąż pamiętam nasze marzenia z dzieciństwa i one są we mnie równie żywe, co dziesięć lat temu. To są nasze marzenia i musimy spełnić je razem. Jestem gotowy na wszystko, tylko błagam cię, Molly, zostań. 
- Nie mogę, Lucas. Wracam do domu.
To powiedziawszy wstała z ławki i z walizką e jednej ręce, a torebką w drugiej, ruszyła w stronę głównego wejścia. Nie mogła zostawić rodziców samych. Nie mogła porzucić ludzi, który całe życie poświęcili jej wychowaniu. 





Hejka, po... cóż, bardzo długiej przerwie
już nawet wstyd mi przepraszać:/
ale dodaję rozdział 8., z którego jestem średnio zadowolona
jest to dosłownie połowa zamierzonej treści, ale wydaje się dość sporo... 
napiszcie proszę Waszą opinię w komentarzu, bardzo mi na tym zależy
tak, jak piszą  inni:
czytasz = komentujesz = motywujesz

a więc ostateczną opinię zostawiam Wan! 
życzę miłego czytania xx 

4 komentarze:

  1. Ten rozdział był taki przygnębiający... Wszystko było tak dokładnie opisane i przez tO wszystko było jeszcze bardziej smutne.
    Dlaczego ona tak robi? :c Przyjaciel się tak bardzo o nią troszczy, a ona "ucieka"..
    Czekam na następny!
    Kocham to!
    school-loser-and-love-jb.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. smutnee :(
    czekam na dalszą część! i zapraszam do siebie
    http://art-of-killing.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja coś tak czuję, że ona jednak nie wróci do domu. A może jedynie mam taką nadzieję. Sama już nie wiem. Ale bardzo bym chciała, żeby jednak została z przyjacielem i spędziła te ostatnie tygodnie życia żyjąc tak, jak tego vhce, według własnych zasad. Rozdział jest przepięknie napisany i bardzo wzruszający. Jestem ciekawa jej ostatecznej decyzji. Weny :)
    Ps. Słyszałam, że na testach zamiast rozprawki było opowiadanie. No kochana, jestem przekonana, że maks punktów to dla Ciebie za mało <3
    18th-street-jbff.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  4. Czekam na kolejną część! :)
    Zapraszam do siebie! :) http://anotherworldaw.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń