*flashback*
Czy dotyk drugiego
człowieka powinien sprawiać przyjemność? Jeśli tak, to dlaczego czując dłonie
Brada zachłannie badające moje nagie ciało, odczuwam obrzydzenie do samej
siebie? Chciałam tego. Chciałam poczuć, jak wyznając sobie miłość, łączymy się
w jedność. Dlatego teraz muszę przeczekać, dopóki w akcie spełnienia nie
opadnie na mnie z odgłosem rozkoszy. To miała być miłość. Ale słowo kocham nie
zawsze odzwierciedla nasze uczucia. Już za późno, by żałować podjętych decyzji.
Moje ciało
natychmiast reagowało na dotyk jego zimnych dłoni, z pasją badających te jego
partie, zakryte na co dzień przed ludzkim wzrokiem.
- Podoba ci się,
maleńka? - Moly. Po prostu Molly. Kolejny już dzisiaj ucisk obciążył moje
serce. Brad praktycznie w ogóle nie zwracał się do mnie moim imieniem. Zawsze
znajdował w swoim słowniku jakiś epitet, który zapewne zmiękczyłby serce
niejednej dziewczynie. Ja jednak potrzebowałam od niego dowodu. Dowodu, że te
czułe słówka nie są tylko wyuczonymi zwrotami, powtarzanymi każdej kolejnej. Dowodu
w postaci mojego imienia wypowiadanego ze szczerym uczuciem.
Spojrzałam w dół na
swoje ciało, pokryte gęsią skórką. Nie była to jednak oznaka przyjemności.
Drżałam pod jego dotykiem ze strachu, że ta noc na zawsze zniszczy moje życie.
Z każdym płynnym ruchem
mojego chłopaka, pod przymkniętymi powiekami zbierały mi się łzy. Nie
pozwoliłam im jednak wypłynąć, by nie pokazywać Bradowi swojej słabości. Z jego
ust wyszedł jęk, który stłumił, wtulając twarz w moją szyję. Ucałował mi oba
policzki i po chwili zniknął za drzwiami łazienki. Moje oczy pozostały
zamknięte, dopóki nie wrócił i opadł na łóżko obok mnie. Uchyliłam powieki i
zobaczyłam, jak leżał odwrócony do mnie plecami. Wstałam i zebrałam nasze
ubrania z ziemi. Jego spodnie i koszulkę ułożyłam na fotelu, poskładane w równą
kostkę, swoje natomiast beznamiętnie rzuciłam na kafelki, wyłożone na podłodze
łazienki. Weszłam pod prysznic i pozwoliłam wodzie zmyć ze mnie brud. Osunęłam
się po ścianie czując, że dłużej tego nie wytrzymam. Łzy jednak nie chciały
opuścić moich oczu. Po białym brodziku płynęła strużka krwi. Pozwoliłam mu
zabrać to, co nie należało do niego. Odebrał mi czystość, człowieczeństwo.
Czułam się jak tania dziwka.
Starłam z ciała
resztki wody i wrzuciłam ręcznik do kosza na pranie. Ubrałam bieliznę i
wciągnęłam na nogi ciemnozielone legginsy, a na ramiona zarzuciłam białą,
satynową koszulę. Minęłam łóżko, na którym spał Brad i wyszłam z jego pokoju.
Przed drzwiami zatrzymałam się jeszcze, by ubrać buty i czarną ramoneskę.
Zostawiłam go samego w jego mieszkaniu. Cieszyłam się jedynie z tego, że jego
rodzice wyjechali w sprawach służbowych, zostawiając syna samego w domu. Nie
miałam obawy, że przypadkowo natknę się na któreś z nich.
Resztę nocy spędziłam
na ławce w pobliskim parku opłakując stracone dziewictwo. Cały czas krwawiłam.
Wiedziałam już, że była to moja najgorsza podjęta w życiu decyzja.
*end
of flashback*
Otworzyłam oczy i
zamrugałam kilkakrotnie, by odzyskać ostrość widzenia. Leżałam. Co więcej,
leżałam na ziemi. Powoli odzyskiwałam czucie w kolejnych partiach mojego ciała.
Czułam zimno bijące od wyłożonej kafelkami podłogi. Uniosłam prawą dłoń do
czoła i napotkałam pod opuszkami szorstki materiał dżinsów przyjaciela.
Widziałam, jak pochyla się nade mną z zatroskaniem i niepokojem wypisanym na
twarzy.
- Molly? Wszystko w
porządku? Straciłaś przytomność, chciałem zadzwonić po pogotowie, ale nie mogę
się tu z nikim dogadać. Nagle zabrakło kogokolwiek, kto mówi po angielsku! -
zaczął zasypywać mnie potokiem słów, jednak ja zignorowałam jego słowa.
Poczułam potrzebę
pozbycia się wszelkiej zawartości żołądka, który zdawał się wypełniać palącym
go kwasem. Wiedziałam, że muszę to zrobić, bo przeciwnym razie ogień w gardle i
przełyku nie ustąpi. Doktor Smith uprzedził mnie przed wszystkimi normalnymi w
moim przypadku, dolegliwościami. Podjęłam pierwszą próbę. Ułożyłam obie dłonie
po bokach swojego ciała, mocno przyciskając je do podłogi i unosząc się do
pozycji siedzącej. Był to jednak największy błąd, jak mogłam w tamtej chwili
popełnić. Zamiast stopniowo wkraczać w normę funkcjonowania, od razu skoczyłam
na głęboką wodę z nadzieją, że nim zdążę się całkowicie zanurzyć, znajdę grunt
pod stopami. Pozwoliłam się natomiast całkowicie pochłonąć przez nieskończoną
głębię bólu bez szansy na dopłynięcie do brzegu. Skuliłam się ogarnięta
nieznanym mi dotąd uczuciem.
Ogień. Palący ogień
rozchodził się po każdej najmniejszej komórce mojego ciała. Zajęło mi chwilę,
by zorientować się, że moje usta opuszczał raz po raz jęk bólu, który tak
bardzo chciałam uchować przed czujnym słuchem przyjaciela.
No
one's P.O.V.
Lucas patrzył, jak
jego przyjaciółka chowa głowę w kolana i oplata ciało drobnymi rączkami, jakby
tym gestem chciała uchronić się przed wszelkim złem świata. Był niezwykle
inteligentnym nastolatkiem. Ponadto potrafił dostrzec wszelką zmianę na twarzy,
każde załamanie w głosie oraz najmniejszą łzę w oczach Molly.
Ostatni jęk
obrazujący wewnętrzne katusze dziewczyny, został zastąpiony cichym płaczem
słabości. Szatyn uniósł się lekko z klęczek i oplótł jej ciało silnym uściskiem
lekko umięśnionych ramion. Trzymał ją tak, dopóki wstrząsane spazmami szlochu
ciało nie uspokoiło się. Tylko jeden raz poluźnił uścisk, zdekoncentrowany
wibracją schowanego w kieszeni dżinsów telefonu. Po chwili uznał jednak, że
sprawa, którą tajemniczy ktoś w tej chwili do niego ma, nie jest tak istotna,
jak jego przyjaciółka. W głębi duszy ukrywał jednak fakt, że jak nikt inny wie,
kim jest ta osoba i właśnie myśl o niej przywołała do jego głowy obraz ślicznej
brunetki.
W końcu, gdy Molly w
pełni doszła do siebie, o własnych siłach wstała z niewygodnej pozycji.
Uświadomiła sobie to, jak nienaturalnie wygięte było jej ciało dopiero, kiedy
napięte mięśnie zadrżały, a wprawione w ruch stawy wydały z siebie
charakterystyczne "szczyknięcie". Skrzywiła się na ten dźwięk.
Przełyk i gardło
nadal podrażniał ogień, który przypomniał dziewczynie o tym, co zamierzała
zrobić, zanim ból wypełnił ją od środka. Rozejrzała się po lotnisku w
poszukiwaniu toalety, a gdy zobaczyła odpowiedni kierunkowskaz, jak gdyby nigdy
nic ruszyła w miejsce, jakie wskazywał. Lucas podążył za nią, zgarniając po
drodze dwie wypełnione po brzegi walizki oraz bagaż podręczny, w którego skład
wchodził brązowy, sportowy plecak i skórzana torebka. Zatrzymał się dopiero pod
drzwiami oznaczonymi międzynarodowym symbolem damskiej toalety, za którymi zniknęła
jego przyjaciółka. Ustawił torby pod ścianą i czekał.
Gdy tylko dziewczyna
zamknęła się w jednej z kabin, upadła na kolana i zaczęła wpychać sobie do buzi
dwa palce prawej ręki. Ulga ogarnęła ją dopiero, gdy zalegające w żołądku
jedzenie spłynęło wraz z wodą do rur kanalizacyjnych, ponieważ wreszcie mogła
odetchnąć pełną piersią bez uczucia zbliżających się torsji. Wstała i wyszła z
kabiny.
Skrzywiła się na
widok swojego odbicia w lustrze. Miała opuchniętą i zaczerwienioną twarz, a
oczy przekrwione, otoczone sinymi cieniami. Nastolatka wypłukała usta zimną
wodą, po czym obmyła sobie twarz i dekolt.
Za drzwiami cały czas
cierpliwie czekał jej przyjaciel. Kiedy pierwsze oznaki przerażenia opuściły
go, chłopak zaczął niepokoić się o Molly. Znał jej mimikę na tyle dobrze, by
zauważyć, że swoje omdlenie przyjęła z nienaturalnym spokojem. Nie było po niej
widać ani odrobiny dezorientacji, jakby wiedziała, czego się spodziewać.
Molly wiedziała, że
przyjdzie jej w końcu zmierzyć się z Lucasem. Miała świadomość tego, że jest on
bardzo inteligentnym chłopakiem i domyśli się, iż skrywa przed nim jakąś
tajemnicę.
Kiedy wyszła z łazienki, od razu wpadła w jego
ramiona.
- Nie wiem, co się
przed chwilą stało, ale jestem pewien, że musimy to obgadać, Molly.
Ciche westchnienie
opuściło jej usta. Prędzej czy później musiała przyznać się do swojej
słabości.
Wydaje się to
normalnym, że osoba taka, jak Molly, umierająca, potrzebuje stałej opieki. Mimo
ustalonego odgórnie czasu, który pozostał, w każdej chwili jej stan mógł się
pogorszyć. Lucas wiedział, że zabierając chorą na wycieczkę, gdzie zdana będzie
tylko na niego, wziął na siebie wielką odpowiedzialność. Obiecał Williamowi
zapewnić swojej przyjaciółce bezpieczeństwo, jednak niepoinformowany o nagłych
atakach, jakich dziewczyna doświadcza, przestraszył się nie za żarty, gdy Molly
bezwładnie opadała w jego ramiona. Wiedział, że jej ojciec nigdy by mu nie
wybaczył, gdyby naraził ją na jakiekolwiek niebezpieczeństwo. Sam by sobie tego
nie wybaczył. Chciał, by Molly mówiła mu o wszystkim, co jej dolega, żeby był
gotowy w porę zareagować. Niestety nastolatka wstydziła się przyznać do tego,
że nie jest już w stanie funkcjonować w pełni normalnie. Zawsze robiła
wszystko, by całkowicie się usamodzielnić, uniezależnić od dobrej woli
rodziców. Już w wieku szesnastu lat pracowała, by zarobić na prawo jazdy i swój
własny samochód. Chciała ponadto odciążyć swoich rodziców, wiedziała bowiem,
jak drogie są leki, które doktor Smith przepisywał jej bez zniżki. W
przeciwieństwie do swojego przyjaciela, który wszystko zawsze miał podawane pod
nos na srebrnej tacy, ona starała się osiągać wszystko samodzielnie, bez
niczyjej pomocy. Teraz, kiedy uzależniona była od drugiego człowieka, czuła się
słaba, niepotrzebna. Nie potrafiła już zadbać o siebie. I to najbardziej ją
bolało.
Ramię w ramię wyszli
na zewnątrz, zostawiając za sobą przykre wydarzenia sprzed godziny. Żadne z
nich nie chciało przerywać ciszy, ponieważ oboje zaaferowani byli własnymi
myślami. Molly układała w głowie pojedyncze zdania, jakimi przekazałaby
przyjacielowi bolesną prawdę. Lucas natomiast wałczył sam ze sobą, by nie
wyznać przyjaciółce, kto jest powodem szybszego bicia jego serca. Wiedział, że
złamie jej tym serce, znał Molly bardzo dobrze i wiedział, że świadomość, iż
oddziela go od ukochanej, zniszczyłaby ją. Zawsze jedynym, czego dla niego
chciała, było szczęście przyjaciela. Jednocześnie był pewien, że jako jedna z
niewielu jego bliskich, będzie wspierać go do końca. Oboje kochali się nad
życie. Był to jednak na tyle specyficzny rodzaj miłości, który nie pozwalał im
myśleć o tej drugiej osobie, jak o kobiecie, mężczyźnie.
Wybudzające się
słońce, wychylało się nieśmiało znad horyzonty, oświetlając różowym światłem
tętniące życiem Tokio. To był zupełnie inny świat. To nie była Ameryka
Północna, pełna jednakowych ludzi, gwiazd i bogaczy. Tutaj można było się
zatracić w blasku kolorowych telebimów, rzucających światła na ludzi, zupełnie
innych niż można było sobie choćby wyobrazić. To było piękne. Piękne w swojej
odmienności. To właśnie sprawiło, że tę chorą osiemnastoletnią dziewczynę
ogarnęło poczucie przynależności. W końcu nie była odmieńcem w tym świecie
tolerancji i różnorodności.
- Kto by pomyślał, że
przespałam cały lot. To do mnie niepodobne.
- Molly...
- Ty zresztą też
przez całą podróż spałeś jak dziecko. Nawet nie zmieniłeś pozycji. Jak się
obudziłam, myślałam przez chwilę, że nie żyjesz, ale potem usłyszałam twoje
chrapanie i...
-
Molly...
- O, rany! Jak tu
pięknie!
- Molly!
- Co?
- Dlaczego to robisz?
Dlaczego ciągle to robisz?!
- Ale co robię?
- Odwracasz uwagę od
tego, co istotne gadając o wszystkim, byle tylko nie o tym, o czym
rozmawiać powinniśmy!
- Ja... - zacięła
się. Po raz kolejny Lucas miał rację. - Ja nie wiem, co powiedzieć.
- Najlepiej prawdę...
Molly wzięła jeden
głęboki wdech. Wszystko, co zdołała ułożyć w głowie w mniej więcej sensowny
monolog, rozpłynęło się, zostawiając po sobie pustkę. Nie wiedziała od czego
zacząć, czy znowu wprowadzić go w swoją sytuację, czy walić prosto z mostu. Czy
oszczędzić szczegółów, czy wszystko dokładnie opisać.
Po raz kolejny wzięła głęboki oddech, a słowa
wypłynęły z niej niczym potok. Mówiła o lekkich uciskach w okolicy serca,
jeszcze kiedy była małą dziewczynką, na podstawie których stwierdzili jej
nieuleczalną chorobę. Opowiadała, jak z wiekiem dojrzewania nasilały się, a
potem nagle ustały. Kiedy znowu się pojawiły, było za późno na odpowiednią
reakcję. Zaczęła terapię inwazyjną, jednak jak każdy lek, miała swoje skutki
uboczne. Bóle nie tylko się nasiliły. Weszły na zupełnie nowy poziom. Oprócz
ucisków i kołatań serca, pojawiły się również problemy z oddychaniem i ataki
migreny niczym u ludzi na głodzie. Jednak z pierwszym omdleniem stało się to
bardziej niebezpieczne. Mimo to... lekarz się zgodził. Pozwolił jej pojechać
tak daleko ze znikomą opieką medyczną.
- Teraz widzisz, że
taka podróż ze mną wcale nie jest aż tak bardzo kolorowa, jaka się wydawała.
Dlatego... Dlatego chcę wrócić do domu. Nie chcę narażać cię na stres i
niepokój. Wiem, że się martwisz. Z tego też powodu nie chcę, byś patrzył, jak
kulę się z bólu i mdleję, a potem dławię własnymi wymiocinami. To by było...
niekomfortowe przebywać z tobą po tym wszystkim i nie chowaj urazy, to nic
osobistego. Po prostu sama świadomość, że widziałeś mnie w takim stanie... To
dla mnie upokorzenie, ukazać słabość. Przepraszam. Muszę wrócić. Ponadto masz
szkołę! Nigdy nie uczyłeś się źle, ale też nie byłeś wybitnie zdolny... bez
urazy, oczywiście. Chodzi mi o to, że martwię się, że nie poradzisz sobie z
zaległościami.
Na ostatnie słowa
przyjaciółki, Lucas się zaśmiał.
- Molly, Molly,
Molly. Zawsze przesadnie troskliwa i nadopiekuńcza Molly... - mruknął do
siebie, na co otrzymał bardzo cichy chichot przyjaciółki. Pozwolił jej jednak
kontynuować monolog.
- Do tego dochodzi
jeszcze kwestia Hope... Nie patrz tak na mnie! - uniosła głos w rozbawieniu na
widok miny Lucasa i klepnęła przyjaciela w ramię. - Naprawdę się do niej
przywiązałam!
- Molly, nawet jej
nie znasz! Trzymałaś ją na rękach przez jakieś pół godziny, nie więcej. To
tylko jakieś dziecko!
- Nie jakieś dziecko,
tylko mała dziewczynka, która się zgubiła. Poza tym w przeciwieństwie do
ciebie, nigdy nie miałam siostry!
- July w to nie
mieszaj! Zawsze była dziwna, a jak skończyła osiem lat pojechała do
szkoły z internatem i tyle ją widziałem. Chyba nawet ojciec miał jej dość,
skoro zgodził się płacić za tę cholernie drogą szkołę.
- Osoby, które mają
na imię jak miesiące nie mogą być normalne! - podsumowała Molly, na co oboje
wybuchli niekontrolowanym śmiechem.
- Gdybyś powiedziała
to przy niej, nie miałabyś już tych ślicznych, rudych włosków. I udzieliłaby ci
długiej lekcji poprawnego akcentowania jej imienia!
- Mówi się
"dżuli", nie "dżulaj"! - przedrzeźniła młodą Benson,
zmieniając głos, jakby była rozpieszczoną dziesięciolatką.- Właściwie to ile
ona ma lat?
- W marcu stuknęła
jej już szesnastka.
- To nie widzieliście
się aż osiem lat... Nigdy się nad tym nie zastanawiałam, ale... jak rodzice to
znoszą?
- Właściwie to
przyjeżdża co roku na wakacje, więc nie jest tak źle... dla nich oczywiście. Ja
mam to gdzieś.
- Okeeej -
przeciągnęła znacząco, jakby chciała tym przekazać coś istotnego.
- Nie! Molly, nawet o
tym nie myśl! Możesz mnie pouczać w każdej kwestii. Zresztą, nawet to lubię, bo
zawsze wychodzi mi to na dobre. Mniejsza o to. Możesz mnie pouczać, ale
nie w kwestii moich stosunków z siostrą. Poza tym znowu to robisz!
- Co robię?!
- Zmieniasz temat!
- Oh...
Minęła długa chwila
niekomfortowej ciszy, zanim jedno z nich zdecydowało się odezwać. Nie była to
jednak Molly.
- Coś mi się wydaje,
że nie powiedziałaś mi wszystkiego o Hope. To nie chodziło o brak siostry. To
coś poważniejszego, mam rację?
- Czemu ty musisz być
taki mądry, co? Mógłbyś być jak Ashley..."na przypale albo wcale".
Wszystko byłoby wtedy prostsze - spróbowała obrócić te słowa w żart, a gdy to
się nie udało, zachichotała nerwowo.
- Ale nie jest.
Jestem twoim przyjacielem, Molly i niezależnie od tego, czy podchodzę do życia
na poważnie, czy nie, powinnaś być ze mną szczera. Tego właśnie od ciebie chcę.
Tylko tego. Jeśli nie będziesz ze mną szczera, nie będę potrafił zapewnić ci
bezpieczeństwa.
- Sytuacja Hope...
bardzo przypomina mi moją sytuację. Wiem, że to brzmi niedorzecznie. Umierająca
nastolatka porównuje się do zagubionej dziewczynki. Jezu, to brzmi znacznie
gorzej, niż w mojej głowie... Ale chodzi mi o to, że trzymając ją na rękach,
uspokajając, powtarzając, że zaraz znajdziemy jej rodziców... uświadomiłam
sobie, że ja również potrzebuję ich teraz obok. Oni... oni źle to znoszą i ja
też. Ta rozłąka zaraz przed... wiesz... to źle na nas działa. Mam nadzieję, że
rozumiesz. Dlatego muszę wrócić do domu. Przepraszam. Wydałeś pieniądze, a ja
wyrzuciłam je w błoto. Oddam ci je co do grosza i będziesz mógł kupić sobie ten
motocykl. Chcę, żebyś był szczęśliwy. Ale nie w ten sposób, Lucas. Wracam do
domu.
- Molly, zastanów
się... ja wydałem te pieniądze, bo chciałem. Wiem, że nie będzie łatwo.
Wiedziałem to od początku, a jednak zaryzykowałem. I zrobiłem to dla ciebie, bo
mi na tobie zależy! Ja wciąż pamiętam nasze marzenia z dzieciństwa i one są we
mnie równie żywe, co dziesięć lat temu. To są nasze marzenia i musimy spełnić
je razem. Jestem gotowy na wszystko, tylko błagam cię, Molly, zostań.
- Nie mogę, Lucas.
Wracam do domu.
To powiedziawszy wstała z ławki i z walizką e jednej
ręce, a torebką w drugiej, ruszyła w stronę głównego wejścia. Nie mogła
zostawić rodziców samych. Nie mogła porzucić ludzi, który całe życie poświęcili
jej wychowaniu.
Hejka, po... cóż, bardzo długiej przerwie
już nawet wstyd mi przepraszać:/
ale dodaję rozdział 8., z którego jestem średnio zadowolona
jest to dosłownie połowa zamierzonej treści, ale wydaje się dość sporo...
napiszcie proszę Waszą opinię w komentarzu, bardzo mi na tym zależy
tak, jak piszą inni:
czytasz = komentujesz = motywujesz
a więc ostateczną opinię zostawiam Wan!
życzę miłego czytania xx
Ten rozdział był taki przygnębiający... Wszystko było tak dokładnie opisane i przez tO wszystko było jeszcze bardziej smutne.
OdpowiedzUsuńDlaczego ona tak robi? :c Przyjaciel się tak bardzo o nią troszczy, a ona "ucieka"..
Czekam na następny!
Kocham to!
school-loser-and-love-jb.blogspot.com
smutnee :(
OdpowiedzUsuńczekam na dalszą część! i zapraszam do siebie
http://art-of-killing.blogspot.com/
Ja coś tak czuję, że ona jednak nie wróci do domu. A może jedynie mam taką nadzieję. Sama już nie wiem. Ale bardzo bym chciała, żeby jednak została z przyjacielem i spędziła te ostatnie tygodnie życia żyjąc tak, jak tego vhce, według własnych zasad. Rozdział jest przepięknie napisany i bardzo wzruszający. Jestem ciekawa jej ostatecznej decyzji. Weny :)
OdpowiedzUsuńPs. Słyszałam, że na testach zamiast rozprawki było opowiadanie. No kochana, jestem przekonana, że maks punktów to dla Ciebie za mało <3
18th-street-jbff.blogspot.com
Czekam na kolejną część! :)
OdpowiedzUsuńZapraszam do siebie! :) http://anotherworldaw.blogspot.com/