sobota, 7 marca 2015

ROZDZIAŁ 5. Something about leaving





               Ciężko jest unieść uchylone powieki i patrzeć przed siebie niewidomym wzrokiem. Słyszeć niewypowiedziane słowa i widzieć usilnie ukrywane gesty.
               One wydają się wszystko wyjaśniać. I nagle każde pytanie znajduje odpowiedź.
Sensem życie jest dążenie do spełnienia.
Spełnieniem jest wiedza.
               Jesteś spełniony, możesz już odejść.
               Lecz wtedy delikatny szmer wybudza ciało ze stanu chwilowego uśpienia. Wszelka nabyta wiedza niknie, pozostawiając po sobie bezkresną pustkę. Świadomość ponownie zamienia się w niewiedzę. Powrót na drogę ku celu jest nieunikniony.
               Celem jest odnalezienie sensu życia.
               Sens jest czymś nieosiągalnym.
               Pozostaje włóczyć się po świecie i bawić w życie, póki on sam się nie odnajdzie.
               Niedoczekanie.

***
               -Jest przytomna, ale jeszcze nie odzyskała świadomości.
               - Takie omdlenia mogą się jeszcze powtórzyć.     
               - Ile to jeszcze będzie trwało?!
               - Co z nią?
               Słyszę urywki rozmowy, ale nie potrafię określić do kogo należy głos. Nie umiem nawet stwierdzić, czy jest to moja wyobraźnia, czy już rzeczywistość. Czuję się martwa, jednak nigdy nie wydawałam się sobie tak żywa.
               Powoli odzyskuję władzę nad umysłem. Wszystko dookoła jest głuche. Cisza niemal wypala mi bębenki, przynosząc fizyczny ból. Cielesne doznania sprowadzają mnie na ziemię. W końcu mam kontakt ze swoim ciałem, zatopionym bezwładnie w miękkiej pościeli.
               Następnie wzrok odzyskuje ostrość, a ja mogę poznać ściany mojego pokoju. Przy drzwiach stoją moi rodzice i doktor Smith.
               Rozmawiają.
               Słyszę każdą pojedynczą literę, jednak nadal nie potrafię ułożyć ich w składną całość.
               Oczy niespokojnie przenoszą wzrok po fioletowych ścianach, jakby były wolne od mojej władzy. I rzeczywiście, choćbym nie wiem jak bardzo chciała, nie jestem w stanie skupić spojrzenia w jednym punkcie.
               Jedyne, co mogę zrobić, to zacisnąć powieki, nawilżając tym samym wysuszone rogówki. I nagle, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, z ust uchodzi ciche westchnienie, a wszystkie zaciśnięte bez mojej wiedzy mięśnie, rozluźniają się.
               - Molly – usłyszałam pospieszny szept mojej matki, a jej sylwetka natychmiast zawisła na moim drobnym ciałem.             
               Korzystając z władzy w rękach, pogłaskałam jej blady policzek, marząc o tym, by ten jeden gest starł wszelkie ślady smutku ze zdobionej zmartwieniami, zmęczonej tworzy mojej rodzicielki.
               -Przepraszam – szepnęłam cicho, niezdolna zmusić głosu do nabrania naturalnej barwy.
               - Nie szkodzi, córeczko.
               - Dlaczego płaczesz? Proszę cię, mamuś nie rób tego. Ja żyję i nie zamierzam jeszcze odchodzić.
               -Właśnie dlatego płaczę, skarbie.
               Przytuliła mnie mocno do piersi, ale szybko została ode mnie odciągnięta przez silne ręce mojego ojca.
               - Ktoś tu chyba o mnie zapomniał.
               Uścisnęłam go tak, jakbyśmy nie widzieli się wieki. Właśnie…
               - Która godina?
               - Chwilę po jedenastej. Byłaś nieprzytomna tylko piętnaście minut, jeśli o to ci chodzi.
              
               Odleciałam na piętnaście minut, a wydawało się to co najmniej wiecznością.
               Doktor Gerard Smith, najbardziej rozchwytywany w świecie kardiolog, stał nadal w rogu mojego pokoju i przyglądał w ciszy rozgrywającej się na jego oczach sceny radości. Nie wiem, co czuł patrząc, jak okazujemy sobie miłość i, jak cieszymy się z własnej obecności. Jego myśli pozostaną głuchymi myślami na zawsze, obijając się echem w umyśle starego człowieka.

dr Smith’s P.O.V.
               Widząc radość w oczach Barbary, z trudem powstrzymywałem kanaliki od produkcji nadmiernej ilości łez.
               Jestem profesjonalistą.
               Na słabość mogę pozwolić sobie jedynie w zaciszu swojego pustego mieszkania, gdzie każdego wieczora wylewam żale na przemoczone słonymi kroplami kartki, które płoną potem spokojnie w kominku.
               Utrata jest nieodłączną częścią przywiązania, będącą jednocześnie końcem, jak i początkiem wzajemnych relacji międzyludzkich.
               Końcem wspólnie przeżywanych chwil.
               Początkiem wiecznej pamięci o nich.
               Wielu wybitnych pisarzy i filozofów opisuje miłość, jako więź łączącą dwie niezależne od siebie jednostki. Więź tak silną, że niekiedy przeradza się w skrajne doznania, powodując częściową utratę świadomości własnej egzystencji.
               Nikt jednak nie okazał się tak wybitny, by objąć w słowa uczucie matki, trzymającej w  rękach dziecko. Jak widać ci świetni ludzie dawnych wieków, nie różnią się niczym od każdej samodzielnie funkcjonującej istoty ludzkiej współczesnego świata.
               Wszyscy jesteśmy tacy sami.
               Wszyscy kiedyś pokochamy kogoś tak, jak nikogo innego.
               I tak samo wszyscy utracimy tę osobę. Kogoś, kogo wolelibyśmy zostawić przy sobie na zawsze.
Jeśli dożyjesz stu lat, to ja chcę żyć sto lat minus jeden dzień, żebym nigdy nie musiał żyć bez Ciebie.
               Pamiętam jak dziś dzień, w którym siedząc na kanapie przed telewizorem, kołysałem na kolanach małego chłopca, który zawzięcie powstrzymywał ciężkie powieki od zamknięcia i wsłuchiwał się w słowa ulubionego bajkowego bohatera, głupiutkiego, a jednak pełnego miłości i szczęścia, Kubusia Puchatka.
               Następnego dnia podbiegł do mnie z rana i rzuciwszy się w moje ramiona, przywitał tymi słowami.
               Ten mały chłopiec nigdy już nie będzie musiał się tym martwić.
Niedługo później skazał mnie na długie, ciężkie lata samotnej tułaczki po bezdusznym świecie wojen i nienawiści.
               Serce czasem po prostu staje, pozwalając drobnemu ciałku osunąć się bezwładnie w ramionach niczego nieświadomej matki.
               W końcu ból utraty jest tak silny, że zmusza do wzięcia jeszcze jednej tabletki, zapijanej alkoholem, która doda odwagi, by zrobić krok w przód i zawisnąć na zawsze w mroku dziecięcego pokoiku.
               Zostałem sam.
               Sam z żalem i tęsknotą.
               Pogrążony w potrzebie zemsty na Bogu.
               I w końcu zmuszony do oglądania radości w oczach rodziców dzieci, uratowanych przed żądnymi niewinnej krwi, szponami Bożych rąk.
               Radości, której nigdy nie było mi dane czuć.
               Ostatecznie pozostaje mi żałować, że nie poszedłem śladami najbliższych, będąc święcie przekonanym, że tylko zemsta przyniesie mi upragnioną ulgę.
               Jednak zamiast niej, przyniosła jeszcze większą tęsknotę i cierpienie.

Widząc życie w umierających oczach mojej osiemnastoletniej pacjentki, pogrążałem się w nadziei, że jej nieunikniony los przyniesie ukojenie mojej, ogarniętej wieczną żałobą, duszy.
- Jak się czujesz, Molly? – spytałem, wracając do najbardziej istotnych w tej chwili spraw.
- Nadal jestem trochę otępiała, ale czuję się dobrze – odpowiedział mi jej dziecięcy głos. – Doktorze, czy są jakieś przeciwwskazania odnośnie mojego wyjazdu po ty, co się stało?

Molly’s P.O.V.
               Spojrzałam z nadzieją w oczy lekarza. Oczywiście musieliśmy poinformować go o moich planach i upewnić się, że nie będą one kolidować z moim stanem zdrowia.
               - Myślę, że nie. Pod warunkiem, że nie będziesz się nigdzie ruszać sama. Taka sytuacja może się powtórzyć w każdej chwili. Musisz także zażywać regularnie tabletki, ale myślę, że o tym nie muszę ci przypominać.
               - Oczywiście! – zaśmiałam się i rzuciłam w ramiona doktora. – Dziękuję, dziękuję, dziękuję, dziękuję!
               - Naprawdę nie masz za co – chwycił mnie za ramiona i odsunął od siebie, śmiejąc się cicho. Uśmiech jednak nie sięgał jego szarych oczu, które wydawały się niewzruszone na żadne krzywdy świata, jakby skrywały za sobą wspomnienia tak straszne, że ukrywają się w najciemniejszych stronach jego umysłu.

***
               Po szybkim prysznicu, który zmył ze mnie resztki klejącego się do skóry potu, wskoczyłam do łóżka we wspaniałym humorze. Uśmiech nie schodził mi z twarzy, choćbym nie wiem jak bardzo chciała się go pozbyć.
               Ukojenie obolałym policzkom przyniósł dźwięk telefony, wskazujący na odebraną wiadomość od… Lucasa.
               Na widok jego imienia, mina mi zrzedła.
               Mimo, ze jutro mieliśmy wspólnie przeżyć przygodę życia, okrążając świat wzdłuż równika, nadal nie wiedziałam, jak odebrać jego dzisiejszy atak złości.
Od: Lucas<3
Spisz?
Do: Lucas<3
Nie
Od: Lucas<3
Mogę zadzwonić?
Do: Lucas<3
Jak chcesz…
               Zanim zdążyłam wcisnąć przycisk WYŚLIJ, na ekranie pojawiło się zdjęcie przyjaciela, sygnalizujące o przychodzącym połączeniu.
-Halo?
- Cześć, Molly!
- Coś się stało, Lucas? Jest środek nocy, jutro wylatujemy.
- Właśnie… co do tego wyjazdu…







No to mamy rozdział 5.
wyszedł strasznie krótki, ale zamieściłam w nim wszystko, co planowałam
jestem już w trakcie pisania rozdziału 6., więc i on powinien się niedługo pojawić
jak widać wprowadziła punkt widzenia doktora
podoba się Wam?

-jak myślicie, co Lucas miał na myśli? 
czy zrezygnuje ze wspólnej wyprawy? 

odpowiedzi zostawiam Wam!

proszę bardzo o komentarze i podsyłanie bloga znajomym

dziękuję i życzę miłego czytania! 

5 komentarzy:

  1. Na początku chciałam Cię przeprosić za to, że nie komentowałam. Rozdział jak zawsze bezbłędny!
    Kocham Cię za te wzmianki o Justinie!!
    Totalnie się rozczuliłam jak była perspektywa doktora.
    Mam nadzieję, że Nie zrezygnuje z tego wyjazdu :o

    school-loser-and-love-jb.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. Ej ej ej, co on sobie wyobraża, chyba teraz nie odwoła całej podróży, to byłoby nie w porządku, przecież Molly tak się cieszy. A drugą sprawą jest smutek tego lekarza i przede wszystkim piękny sposób, w jaki to opisałaś, jestem pod ogromnym wrażeniem i...i po prostu zazdroszczę. Weny, czekam na kolejny <3
    goodnight-sweetheart-ff.blogspot.com
    final-justice-jb.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dziękuję<3 i naprawdę nie masz czego zazdrościsz, bo przecież sama masz niezwykły talent!
      To właśnie Ty i Twoje opowiadania zainspirowały mnie do pisania:*

      Usuń
  3. No to tak kochana. Przypadkiem znalazłam twojego bloga i postanowiłam go przeczytać.
    Fabuła niesamowicie ciekawa i chyba po raz pierwszy czytam bloga o takiej tematyce.
    Muszę Cię pochwalić bo za każdym razem gdy czytałam nowy rozdział nie zawiodłam się. Lucas w twoim opowiadaniu jest taki kochany ♥ Opiekuje sie Molly i chce jej pomóc , jejku ♥ Jestem bardzo ciekawa dalszych rozdziałów.
    Dużo weny na kolejne rozdziały ! Pozdrawiam ! :]

    Zapraszam również do mnie :
    http://impossible-destiny.blogspot.com

    _____________________________

    Kochana mam taką małą prośbę , mogłabyś zmienić szablon bo mnie trochę irytuje gdy czytam xD
    (zawsze mg ci wykonać jeśli byś chciała)
    noo ale to wiesz ... xD ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za miłe słowa<3
      Co do szablonu, ustawiłam taki na początek, ale zamierz go w niedalekiej przyszłości zmienić
      Jeszcze raz dziękuję i mam nadzieję, że w kolejnych rozdziałach również Cię nie zawiodę<3

      Usuń