Ciężko
jest unieść uchylone powieki i patrzeć przed siebie niewidomym wzrokiem.
Słyszeć niewypowiedziane słowa i widzieć usilnie ukrywane gesty.
One
wydają się wszystko wyjaśniać. I nagle każde pytanie znajduje odpowiedź.
Sensem życie jest dążenie do
spełnienia.
Spełnieniem jest wiedza.
Jesteś
spełniony, możesz już odejść.
Lecz
wtedy delikatny szmer wybudza ciało ze stanu chwilowego uśpienia. Wszelka
nabyta wiedza niknie, pozostawiając po sobie bezkresną pustkę. Świadomość ponownie
zamienia się w niewiedzę. Powrót na drogę ku celu jest nieunikniony.
Celem
jest odnalezienie sensu życia.
Sens
jest czymś nieosiągalnym.
Pozostaje
włóczyć się po świecie i bawić w życie, póki on sam się nie odnajdzie.
Niedoczekanie.
***
-Jest
przytomna, ale jeszcze nie odzyskała świadomości.
- Takie
omdlenia mogą się jeszcze powtórzyć.
- Ile to
jeszcze będzie trwało?!
- Co z
nią?
Słyszę
urywki rozmowy, ale nie potrafię określić do kogo należy głos. Nie umiem nawet
stwierdzić, czy jest to moja wyobraźnia, czy już rzeczywistość. Czuję się
martwa, jednak nigdy nie wydawałam się sobie tak żywa.
Powoli
odzyskuję władzę nad umysłem. Wszystko dookoła jest głuche. Cisza niemal wypala
mi bębenki, przynosząc fizyczny ból. Cielesne doznania sprowadzają mnie na
ziemię. W końcu mam kontakt ze swoim ciałem, zatopionym bezwładnie w miękkiej
pościeli.
Następnie
wzrok odzyskuje ostrość, a ja mogę poznać ściany mojego pokoju. Przy drzwiach
stoją moi rodzice i doktor Smith.
Rozmawiają.
Słyszę
każdą pojedynczą literę, jednak nadal nie potrafię ułożyć ich w składną całość.
Oczy
niespokojnie przenoszą wzrok po fioletowych ścianach, jakby były wolne od mojej
władzy. I rzeczywiście, choćbym nie wiem jak bardzo chciała, nie jestem w
stanie skupić spojrzenia w jednym punkcie.
Jedyne,
co mogę zrobić, to zacisnąć powieki, nawilżając tym samym wysuszone rogówki. I
nagle, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, z ust uchodzi ciche
westchnienie, a wszystkie zaciśnięte bez mojej wiedzy mięśnie, rozluźniają się.
- Molly
– usłyszałam pospieszny szept mojej matki, a jej sylwetka natychmiast zawisła
na moim drobnym ciałem.
Korzystając
z władzy w rękach, pogłaskałam jej blady policzek, marząc o tym, by ten jeden
gest starł wszelkie ślady smutku ze zdobionej zmartwieniami, zmęczonej tworzy
mojej rodzicielki.
-Przepraszam
– szepnęłam cicho, niezdolna zmusić głosu do nabrania naturalnej barwy.
- Nie
szkodzi, córeczko.
-
Dlaczego płaczesz? Proszę cię, mamuś nie rób tego. Ja żyję i nie zamierzam
jeszcze odchodzić.
-Właśnie
dlatego płaczę, skarbie.
Przytuliła
mnie mocno do piersi, ale szybko została ode mnie odciągnięta przez silne ręce
mojego ojca.
- Ktoś
tu chyba o mnie zapomniał.
Uścisnęłam
go tak, jakbyśmy nie widzieli się wieki. Właśnie…
- Która
godina?
- Chwilę
po jedenastej. Byłaś nieprzytomna tylko piętnaście minut, jeśli o to ci chodzi.
Odleciałam
na piętnaście minut, a wydawało się to co najmniej wiecznością.
Doktor
Gerard Smith, najbardziej rozchwytywany w świecie kardiolog, stał nadal w rogu
mojego pokoju i przyglądał w ciszy rozgrywającej się na jego oczach sceny
radości. Nie wiem, co czuł patrząc, jak okazujemy sobie miłość i, jak cieszymy
się z własnej obecności. Jego myśli pozostaną głuchymi myślami na zawsze,
obijając się echem w umyśle starego człowieka.
dr Smith’s P.O.V.
Widząc
radość w oczach Barbary, z trudem powstrzymywałem kanaliki od produkcji
nadmiernej ilości łez.
Jestem
profesjonalistą.
Na
słabość mogę pozwolić sobie jedynie w zaciszu swojego pustego mieszkania, gdzie
każdego wieczora wylewam żale na przemoczone słonymi kroplami kartki, które
płoną potem spokojnie w kominku.
Utrata
jest nieodłączną częścią przywiązania, będącą jednocześnie końcem, jak i
początkiem wzajemnych relacji międzyludzkich.
Końcem
wspólnie przeżywanych chwil.
Początkiem
wiecznej pamięci o nich.
Wielu
wybitnych pisarzy i filozofów opisuje miłość, jako więź łączącą dwie niezależne
od siebie jednostki. Więź tak silną, że niekiedy przeradza się w skrajne
doznania, powodując częściową utratę świadomości własnej egzystencji.
Nikt
jednak nie okazał się tak wybitny, by objąć w słowa uczucie matki, trzymającej
w rękach dziecko. Jak widać ci świetni
ludzie dawnych wieków, nie różnią się niczym od każdej samodzielnie
funkcjonującej istoty ludzkiej współczesnego świata.
Wszyscy
jesteśmy tacy sami.
Wszyscy
kiedyś pokochamy kogoś tak, jak nikogo innego.
I tak
samo wszyscy utracimy tę osobę. Kogoś, kogo wolelibyśmy zostawić przy sobie na
zawsze.
Jeśli dożyjesz stu
lat, to ja chcę żyć sto lat minus jeden dzień, żebym nigdy nie musiał żyć bez
Ciebie.
Pamiętam jak dziś dzień, w
którym siedząc na kanapie przed telewizorem, kołysałem na kolanach małego
chłopca, który zawzięcie powstrzymywał ciężkie powieki od zamknięcia i
wsłuchiwał się w słowa ulubionego bajkowego bohatera, głupiutkiego, a jednak
pełnego miłości i szczęścia, Kubusia Puchatka.
Następnego
dnia podbiegł do mnie z rana i rzuciwszy się w moje ramiona, przywitał tymi
słowami.
Ten mały
chłopiec nigdy już nie będzie musiał się tym martwić.
Niedługo później skazał mnie na długie, ciężkie lata
samotnej tułaczki po bezdusznym świecie wojen i nienawiści.
Serce
czasem po prostu staje, pozwalając drobnemu ciałku osunąć się bezwładnie w
ramionach niczego nieświadomej matki.
W końcu
ból utraty jest tak silny, że zmusza do wzięcia jeszcze jednej tabletki,
zapijanej alkoholem, która doda odwagi, by zrobić krok w przód i zawisnąć na
zawsze w mroku dziecięcego pokoiku.
Zostałem
sam.
Sam z
żalem i tęsknotą.
Pogrążony
w potrzebie zemsty na Bogu.
I w
końcu zmuszony do oglądania radości w oczach rodziców dzieci, uratowanych przed
żądnymi niewinnej krwi, szponami Bożych rąk.
Radości,
której nigdy nie było mi dane czuć.
Ostatecznie
pozostaje mi żałować, że nie poszedłem śladami najbliższych, będąc święcie
przekonanym, że tylko zemsta przyniesie mi upragnioną ulgę.
Jednak
zamiast niej, przyniosła jeszcze większą tęsknotę i cierpienie.
Widząc życie w umierających
oczach mojej osiemnastoletniej pacjentki, pogrążałem się w nadziei, że jej
nieunikniony los przyniesie ukojenie mojej, ogarniętej wieczną żałobą, duszy.
- Jak się czujesz, Molly? –
spytałem, wracając do najbardziej istotnych w tej chwili spraw.
- Nadal jestem trochę otępiała,
ale czuję się dobrze – odpowiedział mi jej dziecięcy głos. – Doktorze, czy są
jakieś przeciwwskazania odnośnie mojego wyjazdu po ty, co się stało?
Molly’s P.O.V.
Spojrzałam
z nadzieją w oczy lekarza. Oczywiście musieliśmy poinformować go o moich
planach i upewnić się, że nie będą one kolidować z moim stanem zdrowia.
- Myślę,
że nie. Pod warunkiem, że nie będziesz się nigdzie ruszać sama. Taka sytuacja
może się powtórzyć w każdej chwili. Musisz także zażywać regularnie tabletki,
ale myślę, że o tym nie muszę ci przypominać.
-
Oczywiście! – zaśmiałam się i rzuciłam w ramiona doktora. – Dziękuję, dziękuję,
dziękuję, dziękuję!
-
Naprawdę nie masz za co – chwycił mnie za ramiona i odsunął od siebie, śmiejąc
się cicho. Uśmiech jednak nie sięgał jego szarych oczu, które wydawały się
niewzruszone na żadne krzywdy świata, jakby skrywały za sobą wspomnienia tak
straszne, że ukrywają się w najciemniejszych stronach jego umysłu.
***
Po
szybkim prysznicu, który zmył ze mnie resztki klejącego się do skóry potu,
wskoczyłam do łóżka we wspaniałym humorze. Uśmiech nie schodził mi z twarzy,
choćbym nie wiem jak bardzo chciała się go pozbyć.
Ukojenie
obolałym policzkom przyniósł dźwięk telefony, wskazujący na odebraną wiadomość
od… Lucasa.
Na widok
jego imienia, mina mi zrzedła.
Mimo, ze
jutro mieliśmy wspólnie przeżyć przygodę życia, okrążając świat wzdłuż równika,
nadal nie wiedziałam, jak odebrać jego dzisiejszy atak złości.
Od: Lucas<3
Spisz?
Do: Lucas<3
Nie
Od: Lucas<3
Mogę zadzwonić?
Do: Lucas<3
Jak chcesz…
Zanim
zdążyłam wcisnąć przycisk WYŚLIJ, na ekranie pojawiło się zdjęcie przyjaciela,
sygnalizujące o przychodzącym połączeniu.
-Halo?
- Cześć, Molly!
- Coś się stało,
Lucas? Jest środek nocy, jutro wylatujemy.
- Właśnie… co do tego
wyjazdu…
No to mamy rozdział 5.
wyszedł strasznie krótki, ale zamieściłam w nim wszystko, co planowałam
jestem już w trakcie pisania rozdziału 6., więc i on powinien się niedługo pojawić
jak widać wprowadziła punkt widzenia doktora
podoba się Wam?
podoba się Wam?
-jak myślicie, co Lucas miał na myśli?
czy zrezygnuje ze wspólnej wyprawy?
odpowiedzi zostawiam Wam!
proszę bardzo o komentarze i podsyłanie bloga znajomym
dziękuję i życzę miłego czytania!
proszę bardzo o komentarze i podsyłanie bloga znajomym
dziękuję i życzę miłego czytania!
Na początku chciałam Cię przeprosić za to, że nie komentowałam. Rozdział jak zawsze bezbłędny!
OdpowiedzUsuńKocham Cię za te wzmianki o Justinie!!
Totalnie się rozczuliłam jak była perspektywa doktora.
Mam nadzieję, że Nie zrezygnuje z tego wyjazdu :o
school-loser-and-love-jb.blogspot.com
Ej ej ej, co on sobie wyobraża, chyba teraz nie odwoła całej podróży, to byłoby nie w porządku, przecież Molly tak się cieszy. A drugą sprawą jest smutek tego lekarza i przede wszystkim piękny sposób, w jaki to opisałaś, jestem pod ogromnym wrażeniem i...i po prostu zazdroszczę. Weny, czekam na kolejny <3
OdpowiedzUsuńgoodnight-sweetheart-ff.blogspot.com
final-justice-jb.blogspot.com
Bardzo dziękuję<3 i naprawdę nie masz czego zazdrościsz, bo przecież sama masz niezwykły talent!
UsuńTo właśnie Ty i Twoje opowiadania zainspirowały mnie do pisania:*
No to tak kochana. Przypadkiem znalazłam twojego bloga i postanowiłam go przeczytać.
OdpowiedzUsuńFabuła niesamowicie ciekawa i chyba po raz pierwszy czytam bloga o takiej tematyce.
Muszę Cię pochwalić bo za każdym razem gdy czytałam nowy rozdział nie zawiodłam się. Lucas w twoim opowiadaniu jest taki kochany ♥ Opiekuje sie Molly i chce jej pomóc , jejku ♥ Jestem bardzo ciekawa dalszych rozdziałów.
Dużo weny na kolejne rozdziały ! Pozdrawiam ! :]
Zapraszam również do mnie :
http://impossible-destiny.blogspot.com
_____________________________
Kochana mam taką małą prośbę , mogłabyś zmienić szablon bo mnie trochę irytuje gdy czytam xD
(zawsze mg ci wykonać jeśli byś chciała)
noo ale to wiesz ... xD ;*
Dziękuję za miłe słowa<3
UsuńCo do szablonu, ustawiłam taki na początek, ale zamierz go w niedalekiej przyszłości zmienić
Jeszcze raz dziękuję i mam nadzieję, że w kolejnych rozdziałach również Cię nie zawiodę<3