środa, 25 lutego 2015

ROZDZIAŁ 1. Start to live





Tydzień.
           
Minął tydzień.
           
Jestem starsza o siedem dni.
           
Siedem dni mniej do końca.

            I nic na to nie poradzę, że leże bezczynnie w ciepłym łóżku, wylewając gorzkie łzy rozpaczy.
           
            Nie wiem, czy w ciągu całego mojego zmieniło się coś tak diametralnie, jak moja świadomość przez ostatni tydzień. Przez myśl kilkukrotnie przeszło mi już, żeby nie czekać trzech miesięcy i skończyć z tym gównem, na jakie skazały mnie geny.

            Nie kontaktowałam się ze światem już długo. Telefon wciąż pozostawał wyciszony, rzucony gdzieś w głąb pokoju. Wolałabym nie myśleć ile mam nieodebranych połączeń i wiadomości od znajomych. Dzwonek do drzwi także nie dawał spokoju rodzicom, ale mama posłusznie nie wpuszczała do domu nikogo oprócz rodziny, a i ci nie mają wstępu do mojego pokoju.
            Nie jestem pewna dlaczego postanowiłam całkowicie odciąć się od rzeczywistości. Może po prostu nie chciałam się żegnać. Wolałam zaczekać, aż ten dzień nadejdzie, aż opadnę z sił tak bardzo, że nawet nie zauważę, jak pozwolę ciemności całkowicie się pochłonąć.

            Nie pamiętam, jak dotarłam do domu po wizycie u doktora Smitha. Czy przyjechał po nas tata, czy szłyśmy pieszo, wiem tylko, że nie byłam w stanie powiedzieć choćby słowa pociechy w kierunku mojej mamy.
            Ta cała sytuacja ją przytłacza. Jest zdruzgotana i nie mogę jej za to winić. W końcu za trzy miesiące nie będzie już matką i to tylko i wyłącznie moja wina. To przecież ja odejdę. I nic nie mogę na to poradzić. Widzę ją codziennie, jak przynosi mi jedzenie i z każdym dniem wygląda coraz gorzej. Ma splątane włosy, bladą twarz i podkrążone oczy przekrwione tak bardzo, że jestem w stanie to dostrzec nawet w półmroku mojego pokoju. Wygląda jak własny cień. Na ten widok, serce pęka mi na drobne kawałki, każdego dnia bardziej.


***
-Lucas, proszę cię. Ona nie chce nikogo wpuszczać. Zrozum ją choć trochę. – zza zamkniętych drzwi dochodziły do mnie słowa mojej mamy, ale zanim zdążyłam je przetworzyć w głowie, światło z korytarza rozjaśniło mój pokój, a w progu stanęła postać mojego przyjaciela. 
               - Wiem, pani Sky, rozumiem ją bardzo dobrze, dlatego właśnie nie mogę jej pozwolić gnić w tym pokoju do… końca – był zdenerwowany, ale kiedy kończył, jego głos się załamał.
              
               - Lucas – szepnęłam słabym głosem, podnosząc się z miękkiego łóżka. Najchętniej zostałabym w nim wiecznie, ale jak widać mój przyjaciel ma trochę inne plany.
               - Molly, do cholery, musisz wstać z tego łóżka, wyjść na zewnątrz i cieszyć się życiem, póki jeszcze masz szansę! Na łzy jeszcze przyjdzie czas, wylałaś ich już wystarczająco dużo, a teraz rusz tę dupę i przynajmniej odbieraj telefon, kiedy do ciebie dzwonię!
               - Przepraszam cię, Lucas, ale nic nie poradzę na to, że um…
               - Przestań! – krzyknął, a raczej wydarł się na mnie, nie dając mi skończyć.
               -  Nie...
               - Stop!
               - Dlacze…
               - Nie!
               - Lu...
               - Molly, do cholery, nie chcę więcej o tym słyszeć, rozumiesz?! Mam dosyć tego, że wszyscy w szkole pytają mnie o to, czy nadal żyjesz i czemu nagle zapadłaś się pod ziemię. Mam dość słuchania plotek o twojej śmierci! Nie możesz zrozumieć się ja też ciężko to znoszę? – teraz już się nie powstrzymywał, jego głos załamywał się coraz bardziej, a ja nie byłam w stanie nic zrobić. W końcu pociągnęłam go do siebie i mocno przytuliłam, pozwalając mu wylać łzy na moim ramieniu.
               Każdy ma czasem chwile załamania, kiedy po prostu potrzebuje czuć przy sobie kogoś, kto pomoże mu się przełamać. Czasami polecą łzy i nie można się ich wstydzić. One czynią nas prawdziwszymi, pokazują, że nie jesteśmy bezdusznymi marionetkami, ale też mamy uczucia.
               - Tak bardzo mi przykro, Lucas. – szeptałam, głaszcząc jego plecy świadoma, że to go uspokoi. - Nie chcę, żebyś cierpiał. Przepraszam cię. Źle postąpiłam odcinając się od świata, ale uznałam, że… że tak będzie lepiej. Ciężko mi to zaakceptować, ale muszę, inaczej całkowicie się załamię i skończę ze sobą o wiele szybciej.
              

***
Leżeliśmy przytuleni w moim łóżku tak, że głowa Lucasa spoczywała na mojej klatce piersiowej. Wsłuchiwałam się w miarowy oddech mojego przyjaciela, obserwując wnętrze swojego pokoju. Panował tu istny bałagan i chaos. Wszędzie walały się pogniecione ubrania, a na szafkach i biurku stały brudne kubki i talerze. Dodatkowo w przestronnym pomieszczeniu panował półmrok, ponieważ rolety były pozasłaniane.
                - Lukiii – przeciągnęłam słodkim głosem. – Mam dla ciebie super ważną misję do wykonania. Piszesz się?
               - Zależy na co – mruknął w odpowiedzi.
               - Dowiesz się w swoim czasie. To piszesz się, czy nie?
               - Dobra, piszę. Co to za misja?
               - Pomożesz mi ogarnąć ten bałagan – uniosłam entuzjastycznie głos, jednak w odpowiedzi otrzymałam jedynie żałosny jęk przyjaciela.
               - Wstawaj – stęknęłam i resztką sił zrzuciłam z siebie ciało chłopaka. Mimo rozpoczęcia nowej terapii, byłam osłabiona, pewnie przez długie leżenie. Świadomi swojego końca, tracimy chęci do walki.

               Lucas odsłonił okna i od razu pokój wypełnił się światłem dziennym. Zanim zdążyłam zabrać się do sprzątania, chłopak chwycił mnie za ramiona i zaprowadził do łazienki.
               Nie byłam w stanie oderwać wzroku od widoku przede mną. Stałam przed dużym, wąskim lustrem. Moje rude włosy były przetłuszczone i poplątane, a fioletową piżamę, którą nosiłam nieprzerwanie od siedmiu dni, pokrywały liczne zagniecenia i plamy. Nie poznawałam własnej twarzy, jak zawsze lekko zarumieniona z ustami wygiętymi w szerokim uśmiechu, tak teraz całkowicie pozbawiona koloru i wyrazu. Moje malinowe wargi zbladły do odcienia pastelowego różu.
               Po policzku spłynęła mi jedna łza, która od razu została starta przez silną dłoń mojego przyjaciela. W tej samej chwili postanowiłam nie wylać nad swoim losem choćby jednej kropli łzy więcej.
               Powolnym krokiem skierowałam się do kabiny prysznicowej. Nie przejmowałam się ubraniami na zmianę, czy ręcznikami, zdjęłam z siebie brudną piżamę i po chwili czułam, jak gorąca woda wypala pojedyncze strumienie na delikatnej skórze. To uczucie przynosiło mi ulgę zawsze, gdy jej najbardziej potrzebowałam. Nie mam jakichś masochistycznych skłonności, po prostu skupiając się na bodźcach zewnętrznych, nie odczuwam już takiego obciążenia ze strony dręczących umysł myśli.


***
               - Dobra robota, przyjacielu – przybiłam piątkę Lucasowi i rozejrzałam się po wysprzątanym pomieszczeniu.
               Pokój prezentował się teraz bardzo dobrze. Ściany pomalowano na liliowy odcień fioletu, a wszelkie meble i dodatki były białe. Na prawo od drzwi stał regał na książki z kwadratowymi półkami, na których, oprócz moich ulubionych tomów i egzemplarzy, leżały wyścielane materiałem, wiklinowe koszyczki na przeróżne bibeloty. Dalej w rogu pokoju stało duże, narożne biurko z obrotowym, skórzanym krzesłem a na przyległej ścianie widniało duże pionowe okno, wychodzące na przestronny balkon. Na lewo od wejścia były drzwi do mojej łazienki i duża, stara, drewniana szafa, pomalowana na biało. Na wprost niej stało ogromne łóżko przepełnione poduszkami i maskotkami. Między szafą, a łóżkiem, miałam kolejne duże, kwadratowe okno z szerokim, miękkim parapetem, na którym również ułożone były poduszki. Podłoga wyłożona była panelami, a na niej leżał niewielki, okrągły dywanik.
               - Teraz trzeba wyjść i wytłumaczyć ludziom twoje zniknięcie – zgarbiłam się lekko na słowa przyjaciela. Wolałam jeszcze nie wychodzić z domu, zwłaszcza, że wiedziałam już, że na zwykłych wyjaśnieniach się nie skończy. Przyparliby mnie to ściany i musiałabym odpowiadać na wszystkie niewygodne pytania.
               - Czy to jest konieczne? Wolałabym nie stawać z nimi twarzą w twarz, biorąc pod uwagę moją długotrwałą nieobecność.
               - Możemy… napisać informację na fejsie! – wykrzyknął trochę zbyt entuzjastycznie Lucas. Co racja, to racja, Facebook uzależnił już wiele młodych dusz, a ich ilość ciągle wzrasta. W ten sposób wiadomość dotarłaby do wszystkich w ekspresowym tempie, a ja nie musiałabym odpowiadać na żadne pytania twarzą w twarz. Jednak ten pomysł wydawał mi się trochę niedorzeczny i banalny. Umieszczanie informacji o swoim stanie zdrowia w sieci, dla mnie jest jednoznaczne z prośbą o współczucie i sztuczną troskę, których nie potrzebowałam.
               - No nie wiem…
               - Co wolisz? Spotkać się z nimi twarzą w twarz tam – powiedział wskazując za onko, na zdobiące horyzont wieżowce… - czy poinformować ich krótko i rzeczowo z góry zastrzegając jakichkolwiek prób dowiedzenia się czegoś więcej? Pamiętaj, to twój wybór, ale ja nie zamierzam bawić się w twojego bodyguarda, sama będziesz musiała stawić im czoła.
              
               Po rozpatrzeniu plusów i minusów obydwu opcji, postanowiłam jednak przystać na propozycję Lucasa. Przynajmniej oszczędzę sobie trochę czasu i nerwów.
               Pół godziny później miałam już przygotowaną informację, pozostała tylko kwestia udostępnienia jej na portalu. Trochę się wahałam, zanim wcisnęłam Enter. Nadal nie byłam pewna, czy to poskutkuje. To znaczy, na pewno znajdą się osoby, które uważają się za moich najlepszych przyjaciół i nie zwracając uwagi na moją jasno określoną prośbę, bez skrupułów zasypią mnie lawiną pytań. Byłam na to przygotowana. Po wyświetleniu się postu na mojej tablicy, jeszcze raz prześledziłam wzrokiem tekst.

Molly Sky
 minutę temu, przez: Internet
DO WSZYSTKICH ZANIEPOKOJONYCH MOJĄ NIEOBECNOŚCĄ!
Nie mogę Was poinformować o bezpośredniej przyczynie mojego zniknięcia. Jak pewnie większość wie, choruję. Ostatnio mój stan zdrowia znacznie się pogorszył, ale sytuacja jest kontrolowana, więc nie ma czym się martwić. Ci, którzy powinni wiedzieć na ten temat więcej, już się dowiedziały, więc jeśli nie zostałeś/łaś jeszcze poinformowany/a, nie dociekaj. W szkole nie pojawię się już do końca roku, nauczyciele o tym wiedzą, nie ma potrzeby przypominania im o tym. Na żadne pytania dotyczące powodu mojej nieobecności, aktualnego stanu zdrowia, bądź samopoczucia nie odpowiadam, więc nawet nie starajcie się dowiedzieć czegokolwiek. POWTÓRZĘ: PROSZĘ, NIE PISZ, NIE PYTAJ, BO I TAK NIE ODPOWIEM.
Dziękuję i życzę miłego popołudnia, Molly


                Ostatecznie, zadowolona z tego, co udało mi się sklecić, wylogowałam się z portalu i zamknęłam swojego laptopa. Nadal obawiałam się reakcji moich znajomych na umieszczoną przeze mnie wiadomość, a także swojej reakcji na ich reakcję. Mam to do siebie, że działając pod presją, nie myślę racjonalnie, w wyniku czego często podejmuję idiotyczne decyzje, albo paplam bez sensu. I właśnie tego drugiego najbardziej się boję. Mimo, że Lucasowi udało się wyrwać mnie z mojej żałosnej mantry i w jakimś stopniu poprawić mi samopoczucie, to ja jednak nadal umieram i każda kolejna sekunda zbliża mnie do momentu, kiedy nie będę miała więcej czasu. Nie mam zamiaru dalej użalać się nad sobą, a wymuszone współczucie i przedwczesne kondolencje innych z pewnością mi w tym nie pomogą. Dlatego też nikt oprócz najbardziej zaufanych osób z mojego otoczenia, nie może się o tym dowiedzieć. Pod żadnym pozorem. 




No, to jest już rozdział 1! 
Myślę, że wyszedł dobrze, ale to tylko moja ocena
Pierwsze rozdziały będą się pojawiać częściej, póki jeszcze mam ferie :)

Mam do Was ogromną prośbę!
Mianowicie, jeśli zaciekawił Was prolog i fabuła, a rozdział 1. Was nie zawiódł i decydujecie się czytać to opowiadanie, proszę, polecajcie je swoim znajomym, bądź udostępniajcie na Waszych blogach
Dodatkowo, jakikolwiek komentarz z Waszą opinią daje mi wielkiego powera, zwłaszcza, że dopiero zaczynam się udzielać w blogsferze na poważnie
Mówię serio, nawet na widok zwykłego "OK" czy "super" na mojej twarzy pojawi się uśmiech, a komentarz typu "dno", nawet nieuzasadniony, zmotywuje mnie do sprawdzenia błędów i poprawienia ich!
istotna jest Wasza szczera opinia
Wiec, jeśli tu jesteście, dajcie znak!

+ jeżeli chcecie, bym informowała was o pojawieniu się rozdziału, piszcie w komentarzach, bądź tu:
Pozdrawiam Was najserdeczniej, Martyna x

3 komentarze:

  1. O Boże, ale mi się ten rozdział podoba. Wiedziałam, że prolog był świetny, ale ten rozdział to mistrzostwo! Nie wiem, od ilu piszesz i gdzie się tego nauczyłaś, ale robisz to WYŚMIENICIE. Cholera, nie mam do czego się przyczepić haha. Niesamowicie podoba mi się sam Twój styl pisania. Jednym słowem, opowiadanie idealne. Weny <3
    goodnight-sweetheart-ff.blogspot.com
    final-justice-jb.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, nawet nie wiesz ile radości przynoszą mi Twoje słowa
      Cieszę się, że komuś podobają się moje wypociny, to bardzo motywuje :*

      Usuń
  2. Świetny rozdział na pewno będę czytać to ff
    (: życzę dużo, dużo weny bo już nie mogę się doczekać kolejnego (:

    OdpowiedzUsuń